Drukuj

edroga181W maju opublikowano informacje o upadłości 63 polskich przedsiębiorstw. To o 16% mniej niż przed rokiem (79). Od początku roku opublikowano 302 upadłości wobec 333 w tym samym okresie ub. roku (-10%). Zaobserwowano niestety wzrost liczby upadłości w budownictwie – po dwóch latach spadków. Przyczyny to okresowy brak nowych inwestycji i brak ciągłości zamówień.

Budownictwo – tylko koniec poprawy, czy może początek trwałego pogorszenia?

Budownictwo infrastrukturalne cierpi obecnie na brak zleceń, w energetyce dopiero zbierane są środki na inwestycje, nadzieją miały być duże zlecenia na kolei – mówiło się wręcz o powszechnym przebranżowieniu pod hasłem „wszyscy budują tory”. Nic takiego nie ma miejsca. Kolej ma problemy z wydatkowaniem i rozliczeniem środków z poprzedniej perspektywy, nie ma więc na razie mowy o wysypie zleceń w tym segmencie rynku.

Jak mówi Tomasz Starus, członek zarządu Towarzystwa Ubezpieczeń Euler Hermes, pomimo zmniejszenia się r/r rynku zleceń na usługi budowlane o około 15% (za GUS), sytuacja nie jest jednoznaczna. - Równocześnie docierają do opinii publicznej informacje o dużym popycie na maszyny budowlane, a nawet o ich braku, podobnie z wykwalifikowana kadrą i kosztami jej zatrudnienia – informuje Tomasz Starus. - Nie jest to wiec raczej początek kryzysu całej branży, a raczej świadectwo trudniejszych chwilowo warunków, które wraz z przyjętymi rozwiązaniami formalnymi sprzyjają koncentracji rynku usług budowlanych, wypierania z niego firm mniejszych i regionalnych przez firmy największe, które w tym samym czasie chwalą się wzrostem portfela zamówień nawet rzędu 30-40%. Problem firm budowlanych uderza w ich dostawców – pomimo spadku upadłości w przemyśle ogółem, nie zmniejsza się skala problemów firm producentów dla budownictwa – wyrobów z betonu, plastikowych, konstrukcji stalowych etc.

Jakie są przyczyny problemów w budownictwie?

Przetargi nie są rozstrzygane, dlatego nawet duże firmy starają się o małe przy ich skali działalności prace, ale właśnie ze względu na tę skalę są bezkonkurencyjne kosztowo, wygrywają tym samym z firmami mniejszymi, regionalnymi i lokalnymi. Nie są to jedynie firmy najmniejsze – to właśnie z sektora budowlanego pochodziła firma o największym obrocie wśród bankrutujących przedsiębiorstw (ok. 200 mln złotych).

Dlaczego duże firmy zmuszone są wchodzić na rynki inwestycji lokalnych? Michał Modrzejewski, dyrektor Analiz Branżowych w Euler Hermes ocenia, że rządzący przyczyniają się do destabilizacji, rozchwiania rynku brakiem równomierności w napływie zleceń. - Brakuje planowania na dekadę, czegoś odpowiadającego wyśmiewanym niegdyś „pięciolatkom” - komentuje Michał Modrzejewski. - Plany oczywiście są, ale brak konsensusu politycznego w ich realizacji sprawia, że są one ciągle tworzone przez aktualnie rządzących od nowa, a dodatkowo na bieżąco mamy do czynienia z przesuwaniem środków co rok-dwa do „swoich” województw. W efekcie w jednych latach prace budowlane kumulują się, a w innych ich brakuje, nierównomierny jest też ich rozkład w skali kraju.

Gdy zamawiający odeszli od jedynego kryterium ceny, na co wszyscy narzekali, postawiono w większym stopniu na kwestie jakości gwarantowanej przez oferentów. Jakości rozumianej najprościej, mierzonej długością gwarancji – i nie trzeba dodawać, że małe firmy nie mają szans konkurować w tym względzie z tym największymi. Małe firmy nie otrzymają gwarancji 13, czy nawet 10 letnich. W ogóle wymaganie tak długich gwarancji, jako jedynego kryterium jakości jest łatwe, ale absurdalne. Po pierwsze naturalne jest, że na wielu intensywnie użytkowanych drogach prace remontowe przeprowadza się już po 5-10 latach. Po drugie, obecna perspektywa budżetowa UE jest ostatnią tak hojną dla naszego kraju, dlatego naprawdę nie wiadomo w jakiej kondycji będą firmy budowlane za 10 lat. Najrozsądniejsze byłoby kryterium jakości oparte na podstawie oceny dotychczasowych dokonań danej firmy, ale jak zawsze w Polsce wszystko, co uznaniowe budzić będzie podejrzenia o korupcję.

Źródło: Euler Hermes