budowa 09W grudniu opublikowano informacje o niewypłacalności 77 polskich przedsiębiorstw wobec 61 w grudniu 2015 roku (niewypłacalność, czyli niezdolność do regulowania zobowiązań wobec dostawców w różnych formach prawnych, upadłości czy postępowań restrukturyzacyjnych). W całym 2016 roku opublikowano informacje o 805 przypadkach niewypłacalności wobec 747 w tym samym okresie ub. roku (+8%).

Palmę pierwszeństwa w liczbie niewypłacalności w ostatnich miesiącach dzierżyły na zmianę budownictwo i sektor przemysłowy: to w nich było ich najwięcej w drugim półroczu, mimo iż procentowy wzrost w skali całego roku nie był największy.

Kondycja przedsiębiorstw wyrażana m.in. liczbą tych firm, które tracą płynność finansową i upadają, oddaje tak jak wskaźnik wzrostu PKB klimat koniunktury gospodarczej. W minionym roku liczba faktycznych przypadków bankructw firm w Polsce wzrosła aż o 8%, a tempo wzrostu gospodarczego również spowolniło.

Tomasz Starus, członek zarządu Euler Hermes odpowiedzialny za ocenę ryzyka podkreśla: „Polska jako kraj wciąż rozwijający się, goniący najbardziej zaawansowane gospodarki (jeśli można mówić o „pogoni” w tempie 3% rocznie)  potrzebuje zdecydowanie silniejszego wzrostu gospodarczego, a w ślad za tym wzrostu obrotów i dokapitalizowania przez to polskich firm, aby liczba przypadków ich niewypłacalności zaczęła spadać. Poprawa ogólnej koniunktury gospodarczej jest najważniejsza, a dopiero później zaczynają się liczyć różne branżowe czynniki wpływające na hossę czy bessę w poszczególnych sektorach. Spodziewamy się, iż w tym roku liczba niewypłacalności firm będzie rosła w Polsce wolniej, bo o jedynie 3%, ale głównie z powodu statystycznego efektu bazy (wysokiego progu odniesienia w 2016 r.), a nie widocznej poprawy na rynku.”

Oczywisty związek to połączenie kondycji firm budowlanych, wyrażane liczbą firm tracących płynność finansową, z wartością produkcji budowlano-montażowej. Co może zaskakiwać, to to jak umiarkowany na razie jest wzrost liczby niewypłacalnych firm w budownictwie zważywszy na skalę korekty na rynku inwestycji, zwłaszcza publicznych.

W budownictwie z pierwszą korektą mieliśmy do czynienia w drugim kwartale, potem wysokie liczby tracących płynność finansową firm budowlanych zaczęły pojawiać się ponownie w wybranych miesiącach drugiej połowy roku (np. wrzesień, listopad). - Zestawiając mniejszą wartość rynku z utrzymującymi się niskimi cenami prac budowlanych, faktyczną deflacją na tym rynku, nie mamy złudzeń, iż jest to koniec „korekty” na tym rynku – ocenia Tomasz Starus. - Co prawda rynek budowlany jest już inny niż w czasie kryzysu lat 2012-2013, to wtedy wiele podmiotów zniknęło z rynku, a chciałoby się powiedzieć – pozostali nauczyli się nie podejmować zleceń poniżej pewnej granicy kosztów, przeinwestowywać w sprzęt etc. Niestety, mając świadomość ryzyka wiele firm nadal działa w schemacie zdobywania jakichkolwiek zleceń, aby móc pokryć swoje zobowiązania z poprzednich inwestycji. Trwale ujemy bilans, zwłaszcza firm o regionalnej skali działalności, z sektora inwestycji drogowych, ale też innych wyspecjalizowanych prac infrastrukturalnych i wykończeniowych, to chyba niezmienny jak na razie element polskiego budownictwa. Spodziewamy się, że w obecnym roku branża ta nadal trwać będzie w stanie zawieszenia i problemów z płynnością. Nie będzie nagłego „złotego deszczu” środków z nowej perspektywy, mimo tego, że rzeczywiście wiele przetargów jest już rozpisanych i rozstrzygniętych, a rząd ma nawet sukcesy w przyciągnięciu środków z tzw. Planu Junckera. Jednak większość tych prac, bo ponad 80%, jest w formie „projektuj i buduj” – minie więc jakiś czas, zanim ruszą maszyny na placach budowy, a dopiero po pewnym czasie wpłyną na rynek środki finansowe z tego tytułu. Komasacji prac w jednym okresie nie wydają się też pożądać władze publiczne – centralne, jak i samorządowe, gdyż wiąże się to także z ich wkładem. Nie tylko w bieżących budżetach są inne, wiodące wydatki (wsparcie socjalne, reforma edukacji – ta znowu w dużym stopniu na barkach samorządów), ale też inwestycje z lat ubiegłych poczyniły w nich duże wyrwy i pozostawiły zadłużenie do obsługi – zarówno u instytucji centralnych, jak i w samorządach.

- Problemy może też sprawić odwrócony VAT w budownictwie, zwłaszcza małym i średnim przedsiębiorstwom działającym w charakterze podwykonawców. Kupują one materiały, paliwo, usługi, itp z VAT, ale rozliczać będą generalnych wykonawców bez VAT (netto), więc jedynym sposobem dla nich na odzyskanie z powrotem VAT będzie odzyskiwanie go w urzędzie skarbowym. To zajmie trochę czasu, a każdy błąd w fakturowania będzie prawdopodobnie powodować dalsze odroczenie w zwrocie VAT. Wierzę, że to może być jeszcze większym problemem w budownictwie niż opóźnienie w wykorzystaniu funduszy UE. Uderzy to też w dostawców (hurtowników materiałów budowlanych). Powinniśmy oczekiwać niestety większej liczby upadłości w sektorze budowlanym z dynamiką wzrostu powyżej średniej dla całej gospodarki – dodaje Tomasz Starus.

Źródło: Euler Hermes

Dodaj komentarz
Komentarze do artykułów może dodać każdy użytkownik Internetu. Administrator portalu nie opublikuje jednak komentarzy łamiących prawo oraz niemerytorycznych, tj. nieodnoszących się bezpośrednio do treści zawartych w artykule. Nie będą również publikowane komentarze godzące w dobre imię osób czy podmiotów, rasistowskie, wyznaniowe czy uwłaczające grupom etnicznym, oraz zawierają treści nieetyczne albo niemoralne, pornograficzne oraz wulgarne. Z komentarzy zostaną usunięte: reklamy towarów, usług, komercyjnych serwisów internetowych, a także linki do stron konkurencyjnych.