P4130029Eksperci branży budowlanej nie pozostawiali na kryterium najniższej ceny suchej nitki, uznając, że to agresywna wojna cenowa przyczyniła się do poważnego kryzysu i upadku wielu firm budowlanych w ubiegłych latach. Dotyczyło to zarówno dużych firm, jak i mniejszych podwykonawców, a także firm projektowych. Czyżby nagle, w środku zimy, pojawiła się jaskółka, zwiastująca koniec tego trendu? Podobno jedna to za mało, ale zacznijmy od początku.

W latach 2013-2014 upadło ponad 500 firm z branży budowlanej. – Niskie ceny w budownictwie świadczą o powtarzaniu się na pewną skalę schematu sprzed kilku lat: walki o zlecenia głównie w trosce jedynie o bieżące wpływy, a nie o rentowność całego kontraktu. Dlatego jeszcze nie na masową skalę, ale jednak obserwujemy niepokojące zjawisko upadłości firm zaangażowanych w realizację aktualnie dopiero co rozpoczętych inwestycji drogowych - komentował rok temu Maciej Harczuk, prezes zarządu Euler Hermes Collections.

Sprawozdania z kolejnych miesięcy nie napawały optymizmem: "Znów więcej upadłości firm budowlanych", "Budownictwo jeszcze bez wzrostu cen", "Rosną inwestycje, ale nie ich ceny", "W sierpniu znów więcej upadłości firm budowlanych", "Ożywienie w budownictwie najwcześniej w 2017", "W budownictwie poprawa mniejsza od spodziewanej", "Wciąż bez hossy w budownictwie" itd.

Kryterium najniższej ceny było obwiniane za wszystkie niepowodzenia systemu zamówień publicznych, choć nie było nigdy prawnego nakazu jego stosowania.

- Kryterium najniższej ceny to katastrofa - twierdził prof. Dariusz Sybilski z Instytutu Badawczego Dróg i Mostów podczas Krakowskich Dni Nawierzchni 2015. - To na naszych drogach się pojawi. Za parę lat zobaczymy co to znaczy najniższa cena, czy to w betonie, czy w asfalcie.

O tym samym mówili uczestnicy Krakowskich Dni Drogowo-Mostowych. Uznali, że jednym z problemów jakości odwodnienia jest używanie najtańszych materiałów, ponieważ liczy się przede wszystkim cena, a w specyfikacjach przetargowych nie ma konkretnych wymagań. Zdaniem ekspertów brakuje długofalowego planowania i liczenia kosztów w całym cyklu życia obiektu, zamiast oddzielnie dla zarządcy oraz firm projektowych i wykonawczych, które muszą walczyć o kontrakty proponując właśnie najniższą cenę, a nie najwyższą jakość.

W połowie 2015 roku, w raporcie o zamówieniach publicznych kontrolerzy NIK podkreślili, że choć jednostki publiczne w ostatnich latach prawidłowo udzielały zamówień publicznych, to jednak tylko nieliczne urzędy korzystały z ustawowych możliwości uzyskania najkorzystniejszej oferty przy zawieraniu umów. Większość nadal stosowała najniższą cenę jako jedyne kryterium oceny ofert, głównie z obawy przed postępowaniami odwoławczymi. Tylko w przypadku ok. 2% zamówień ustalono dodatkowe kryteria oceny ofert poza najniższą ceną.

Sytuacja miała się zmienić w październiku 2014 roku, po nowelizacji Pzp, która sugerowała wybór oferty jak najbardziej dopasowanej do potrzeb zamawiającego, a nie jedynie najtańszej. Pojawiły się pozacenowe kryteria, takie jak gwarancja czy termin realizacji. Szybko jednak okazało się, że nie odgrywają one żadnej roli. Ich waga (5-10 proc.) praktycznie się nie liczyła, a wszyscy wykonawcy i tak oferowali najkrótsze terminy realizacji i najdłuższe gwarancje. Pozostawała i tak tylko cena.

Dariusz Blocher, potwierdził to już rok temu, podczas konferencji „Infrastruktura Polska”. - Nadal nie funkcjonują kryteria pozacenowe w przetargach, a obowiązek udowodnienia rażąco niskiej ceny byłby dobrą zmianą, gdyby nie spoczywał on na wykonawcy - przyznał prezes Budimexu.

- Staramy się, aby więcej było kryteriów pozacenowych i miały one większą wagę, a także, aby w większym stopniu były to kryteria jakościowe - dodała wtedy Małgorzata Matecka z Urzędu Zamówień Publicznych. - Taka zamiana nie wymaga dalszych działań legislacyjnych, a raczej zmianę praktyki uczestników rynku zamówień publicznych.

Przygotowanie przetargu zawierającego wiele kryteriów jest bardziej pracochłonne, ponieważ wymaga od zamawiającego właściwego skalkulowania różnych czynników i ich zbilansowania. W znowelizowanej ustawie nie określono w jakim stopniu przy wyborze oferty ma decydować cena, a w jakim pozostałe kryteria. Tę decyzję każdorazowo podejmuje zamawiający, biorąc pod uwagę specyfikę przedmiotu zamówienia i własne potrzeby. W zasadzie pozostało więc po staremu.

Gdzie tu jaskółka? Jak zwykle gdzieś w szczegółach. 28 grudnia ub.r. GDDKiA w Bydgoszczy zestawiła oferty w przetargu na wykonanie Studium Techniczno – Ekonomiczno – Środowiskowego wraz z materiałami do decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla budowy drogi ekspresowej S10 na odcinku Bydgoszcz - Toruń.

Droga S10 docelowo połączy Warszawę (od drogi ekspresowej S7) ze Szczecinem i utworzy ważną oś transportu drogowego pomiędzy stolicami województwa kujawsko-pomorskiego Bydgoszczą i Toruniem – alternatywę dla DK80. Droga połączy też teren północnych Niemczech ze stolicą Polski i będzie alternatywą dla autostrady A2 dla ruchu międzynarodowego.

Ważne jest natomiast coś innego: zamawiający zamierzał przeznaczyć na wykonanie STEŚ niewiele ponad 1 mln zł. A oferenci chcieli... od 2 do ponad 6 mln zł. Żadna z propozycji nie zmieściła się kosztorysie inwestora i przetarg prawdopodobnie nie zostanie rozstrzygnięty. Opóźnienie nie jest oczywiście korzystne, ale to zestawienie ofert to już rewolucja. Dotychczas w przetargach prawie nie zdarzało się, aby oferty wykonawców były wyższe od kwot zamawiającego, a standardem było, że stanowiły około połowy kosztorysu. Rażąco niskie ceny były na porządku dziennym. W przypadku STEŚ dla S10 najniższa cena prawie dwukrotnie przekracza kosztorys, co zupełnie odwraca dotychczasowy trend. Czy oferenci dojrzeli do zmian i dożynki cenowe przejdą do historii? Przyszłość pokaże.

Ilona Hałucha

Dodaj komentarz
Komentarze do artykułów może dodać każdy użytkownik Internetu. Administrator portalu nie opublikuje jednak komentarzy łamiących prawo oraz niemerytorycznych, tj. nieodnoszących się bezpośrednio do treści zawartych w artykule. Nie będą również publikowane komentarze godzące w dobre imię osób czy podmiotów, rasistowskie, wyznaniowe czy uwłaczające grupom etnicznym, oraz zawierają treści nieetyczne albo niemoralne, pornograficzne oraz wulgarne. Z komentarzy zostaną usunięte: reklamy towarów, usług, komercyjnych serwisów internetowych, a także linki do stron konkurencyjnych.