Spis treści

Reformowane szkolnictwo wyższe cz. IIOd 2010 roku systematycznie wdrażane są kolejne przepisy prawne reformy szkolnictwa wyższego i nauki. Zmiany były niezbędne, a ich kierunek jest właściwy – ocenia prof. dr hab. inż. Elżbieta Nachlik, dziekan Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Krakowskiej, członek Senatu PK. Jednak wdrażana reforma budzi wiele wątpliwości i obaw. Jakich? O tym w rozmowie z prof. Elżbietą Nachlik.

- Równocześnie z dydaktyką reformowana jest druga funkcja szkół wyższych, związana z pracą naukową.

- Biorąc pod uwagę część reformy dotyczącej nauki, widzimy poważne problemy w rozwiązaniu w zakresie starania się o środki finansowe na realizację badań naukowych. Podstawowy problem odnosi się do tworzenia dużych zespołów badawczych. Jednostki, które na naszej uczelni są w tym doświadczone, a więc prowadziły dosyć rozległą współpracę z gospodarką, może akurat nie będą miały kłopotów w formowaniu zespołów, nawet takich o charakterze interdyscyplinarnym czy wielodyscyplinarnym, które będą starć się o projekty finansowane z funduszy unijnych czy ze środków międzynarodowych, na przykład w ramach naukowych programów ramowych, albo środków krajowych dla projektów celowych lub rozwojowych. Ale wraz z reformą przyszła nowość. Polega ona na tym, że Narodowe Centrum Badań i Rozwoju wprowadza opiniowanie projektów w układzie międzynarodowym, przy bardzo wysokich wymaganiach w zakresie dokumentacji dorobku głównych wykonawców. W tej chwili ta nowość stanowi pewien próg trudności dla wielu zespołów. Trzeba bowiem mieć udokumentowany również znaczący dorobek międzynarodowy. Ten system dopiero się rozwija. Struktury jego dopiero powołano, rozpisywane są pierwsze konkursy. Jak więc będzie to funkcjonowało? Tego jeszcze nie wiemy. Powstaje jednak pytanie, czy nie nastąpi dywersyfikacja w dwa obszary, czyli z jednej strony obejmującego ludzi którzy będą reprezentowali wyższy stopień naukowy właśnie w tym układzie międzynarodowym oraz z drugiej - ludzi bardziej doświadczonych w zakresie praktycznym, którzy będą się koncentrowali na projektach stosowanych, służących rozwojowi gospodarki. Czy te obszary później uda się skonsolidować w jakiś sposób? To jest bardzo duży problem i trzeba go wyraźnie sformułować, ponieważ on rzutuje w tej chwili na rozwiązania strukturalne w uczelniach w sensie weryfikowanej polityki kadrowej. Kwestia dotyczy w szczególności tak zwanych badań stosowanych – łączących nauki podstawowe z pracami rozwojowymi, mam wrażenie, że na razie nie ma dla nich miejsca.

- Czy pełniejsze wprowadzenie naszej nauki w układ międzynarodowy nie budzi obawy o „odpłyniecie” z kraju naszych badaczy?

- Takie obawy są zawsze. Natomiast niezależnie od formuły organizacyjnej naszych uczelni czy wymagań stawianych w kraju część kadry zawsze pracuje za granicą. Tego nie da się uniknąć. W tym jednak momencie ten proces może nie tyle się odwraca, co raczej rozszerza o takie elementy, o których decyduje właśnie atrakcyjność Polski. U nas więc pojawiają się naukowcy i nauczyciele akademiccy pochodzący z krajów wschodnich. Trzeba też pamiętać, że wyboru dokonuje sam człowiek. I tak mamy ludzi na kontraktach czasowych za granicą, co jest powszechną praktyką. Odbywa się to w pełnym porozumieniu z uczelnią. Zdarza się też, że te osoby przedłużają kontrakty i bezpłatne urlopy na uczelniach rodzimych. I tak jak na moim wydziale, zdarza się, że taka osoba już nie powraca. Szczęśliwie, jednak większość wraca do kraju. Te procesy są jednak naturalne i normalne w funkcjonowaniu uczelni. Można nawet powiedzieć, że powinniśmy dążyć - i pewnie do tego będziemy zmierzali, podobnie jak w innych uniwersytetach - by posiadać skromniejszy zasób kadry stałej na etatach przy równoczesnej fluktuacji kadry czasowo zatrudnionej, w tym takiej która angażowana jest wyłącznie do określonych projektów.

Na pewno więc nastąpi na uczelniach szybsza wymiana kadry, co w moim przekonaniu nosi znamiona pozytywnego zjawiska. Dotychczasowe doświadczenia wynikające ze stabilności zatrudnienia w uczelniach nie są zadawalające. To osłabia czujność w tym sensie, że ustabilizowana sytuacja i osiągnięty poziom dający gwarancję nienaruszalności, ogranicza możliwość efektywniejszego działania takiego pracownika i zamyka go w pewnych rutynowych czynnościach. Jest więc rutyna, są przyzwyczajenia, pojawia się chęć dodatkowego zarobku, nawet konkurencyjnego – i to stało się powszechną bolączką szkół wyższych. Te praktyki koncentrują się wyłącznie wokół zadań dydaktycznych i obniżają potencjał naukowy, ze względu na obciążenie dydaktyczne osób, które taką drogę wybierają. Obecna reforma ogranicza te praktyki bardzo zdecydowanie i wyraźnie, co świadczy, że w skali kraju ten problem był istotny. Regulujące te zagadnienie zapisy ustawowe w moim przekonaniu idą w dobrym kierunku. Byłabym nawet za bardziej radykalnymi rozstrzygnięciami. Ten proces porządkowania problemu będzie jednak odbywał się ewolucyjnie, by nie zachwiać niepublicznym szkolnictwem wyższym. Ustawodawca zastosował kompromisowe rozwiązanie, czyli wprowadził konieczność uzyskania zgody rektora uczelni macierzystej na zatrudnienie pracownika w innej uczelni. Ale tylko do pewnego stopnia. Szkoły, które będą dbały o swój wizerunek i o własne kadry mają bowiem prawo nie wyrazić zgody na dodatkowe zatrudnienie się swojego pracownika. Uczelnie podejmując takie decyzje będą ważyły interesy biorąc pod uwagę względy jakości i ilości swojej kadry tzw. samodzielnej w stosunku do interesu pragmatycznego związanego z rozwojem. Mówiąc wprost: uczelnie, by utrzymać odpowiednią kadrę będą się godzić w pewnych sytuacjach na to, że kilka osób będzie zatrudnionych dodatkowo poza uczelnią. Dodatkowe zatrudnienie nie będzie jednak już tak powszechną praktyką jak teraz. Przy tym była to praktyka, która wymknęła się spod kontroli, co też wpłynęło to na obniżenie jakości badań naukowych.

- Czy konieczność międzynarodowej oceny projektów i pozyskiwania środków na realizację badań będzie sprzyjało większemu powiązaniu nauki i praktyki, czyli otwarciu się uczelni na potrzeby gospodarki?

- Zawsze funkcjonowały projekty ukierunkowane na rozwój gospodarki i realizowane we współpracy z gospodarką, ale były one w mniejszości. Były też bardzo nierównomiernie rozłożone, nawet w ramach poszczególnych uczelni. Na przykład na Politechnice Krakowskiej w dziedzinie badań stosowanych i rozwojowych dominującymi wydziałami są Inżynieria Lądowa czy Inżynieria Środowiska, do tej grupy częściowo włącza się Wydział Mechaniczny. Jednak projekty tam wykonywane były w większości celowe a nie rozwojowe, czyli ukierunkowane na gospodarkę, ale realizowane kiedy pojawiał się partner z przemysłu, który był odbiorcą pewnej aplikacji, ale sam nie narzucał wszystkich warunków.

Dodaj komentarz
Komentarze do artykułów może dodać każdy użytkownik Internetu. Administrator portalu nie opublikuje jednak komentarzy łamiących prawo oraz niemerytorycznych, tj. nieodnoszących się bezpośrednio do treści zawartych w artykule. Nie będą również publikowane komentarze godzące w dobre imię osób czy podmiotów, rasistowskie, wyznaniowe czy uwłaczające grupom etnicznym, oraz zawierają treści nieetyczne albo niemoralne, pornograficzne oraz wulgarne. Z komentarzy zostaną usunięte: reklamy towarów, usług, komercyjnych serwisów internetowych, a także linki do stron konkurencyjnych.