Pomysł z odrzucaniem najwyższej i najniższej oferty moim zdaniem jest błędny. Jeśli dwie najniższe oferty będą różniły się o kilka złotych to jaki sens ma odrzucanie najtańszego skoro jego kalkulacja jest w praktyce identyczna z tą, która wygrała. A pomysł ze średnią...też pozostawia wiele do życzenia. Jeśli ustalimy średnią ze wszystkich cen, a wygrywał będzie najbliższy średniej to przetargi staną się loterią, a nie wyborem najkorzystniejszym. Moim zdaniem najniższa cena nie jest złym pomysłem, a i ustawa nie jest taka zła. Tylko urzędnicy muszą wykazać się kompetencjami.
Najważniejsze rzeczy to:
-weryfikacja oferentów w przetargu (doświadczenie, potencjał techniczny, możliwości finansowania);
-analiza ofert poniżej pewnego progu (niech oferent wytłumaczy jak chce osiągnąć takie ceny);
I takie możliwości daje obecne PZP.
Inwestor weryfikuje wykonawców na podstawie wymogów odpowiednich referencji i zabezpieczenia finansowego firmy. W przypadku rażąco niskiej ceny, oferta ta dosyć często jest wykluczana.
Najniższa cena w obecnej sytuacji w branży jest niekorzystna, bo:
- często 2, 3-krotnie jest niższa od ilości środków, jakie Inwestor ma na zadanie (projekty),
- dla średnich i dużych firm nierzadko przewyższa koszta,
- wprowadza niezdrową atmosferę w firmie - praca po godzinach, niższe zarobki, nieporozumienia między szefostwem a pracownikami itd.,
- niepłacenie podwykonawcom lub długie oczekiwanie na zapłatę,
- gorsza jakość usługi - duże problemy w ramach nadzorów autorskich.
Jeżeli nie średnia cena, to może najbliższa środkom, jakie ma inwestor na inwestycję ? Chyba, że zamawiający będzie mógł ustalić racjonalnie minimalną cenę, poniżej której oferty będą automatycznie odrzucane. Tylko jak i na jakiej podstawie tą cenę ustalić ? Temat raczej nie jest łatwy do rozwiązania.