droga lesnaBrak znaków, zero sygnalizacji świetlnych, czy przejść dla pieszych. Może to brzmieć jak przepis na katastrofę, jednak istanieją miasta w Holandii czy Stanach Zjednoczonych (Floryda), które z powrotem wprowadzają w życie ideę przestrzeni publicznej o zmniejszonym rygorze narzuconych reguł, w tym wypadku reguł dotyczących prawa ruchu drogowego.

Jak mówi David Booth, publicysta driving.ca, rozwiązanie takie również testowane będzie w Kanadzie. Jak twierdzi, drogi pozbawione dotychczasowych reguł opierają się na odpowiedzialności społecznej i jak to nazywa "moralności zmotoryzowanych". Zamiast włączać światła, chce włączać ludziom myślenie, by zamiast kierować się schematem "znak powie mi, co mam zrobić", "zacznę myśleć sam za siebie, aktywnie analizować otaczającą mnie rzeczywistość". Podstawowym założeniem jest więc to, aby uczestnicy ruchu, nie skupiając się na regulacjach prawnych czy oznakowaniu, zaczęli z powrotem bardziej zwracać uwagę na swoje zachowania, jak i zachowania innych kierowców, pieszych czy rowerzystów, którzy również korzystają z dotępnej im przestrzeni publicznej.

Także zniesienie ograniczeń prędkości ma, w rozumieniu zwolenników rozwiązania, zwiększyć poziom bezpieczeństwa ruchu. Uczestnicy ruchu będą zmuszeni zwracać większą uwagę na innych, nawiązywać kontakt wzrokowy oraz czytelniej informować oraz odczytywać zachowania. W pewnym sensie drogi bez reguł będą bazować na mechanizmie strachu. Szczególnie w pierwszym etapie wprowadzania. Ma to jednak zapewnić większą czujność, ostrożność ludzi. Urodzony w Bristolu w 1955 r. znany angielski urbanista i społecznik Ben Hamilton-Baillie powiedział kiedyś: "Jesli ludzie czują się niepewnie, to dobrze, ponieważ będą wtedy bardziej uważni podczas interakcji z ruchem drogowym". Przykładów na potwierdzenie można mnożyć: pieszy nie rozgląda się, od razu wchodzi na przejście dla pieszych, czy to z bezmyślności czy to mając złudne poczucie bezpieczeństwa wynikające z tego, że chroni go prawo ruchu drogowego na przejściach dla pieszych, a jednocześnie mając w świadomości schemat "przejście dla pieszych=samochód się na pewno zatrzyma". Brak przejść dla pieszych czy podobnych rozwiązań oczywiście nie zmieni podejścia wielu osób, jednak, jak przekonuje D. Booth, zwiększy szanse na bardziej świadome poruszanie się po drogach. Rozwiązanie to, w pierwszej kolejności ma uczyć zatem odpowiedzialności za siebie.

Czy jednak rozwiązanie takie jest możliwe do wprowadzenia wszędzie? Zdaniem D. Booth raczej w mniejszych miejscowościach takich jak Perth, które liczy niewielu mieszkańców, już przywykłych zresztą do spokojnej jazdy. Wdrożenie w dużych aglomeracjach, nie byłoby możliwe (albo byłoby przedsięwzięciem niezwykle trudnym) z różnych powodów m.in. technicznej trudności wprowadzenia na obszarach o wysokim natężeniu ruchu czy kultury jazdy (a raczej jej braku) zbyt dalece odbiegającej od dostatecznego poziomu. Jednocześnie, nawet jeśli wprowadzonoby to rozwiązanie z sukcesem, istnieje obawa, że osoby spoza miasta, nieprzywykłe do nowych zwyczajów, będą stwarzać znaczące zagrożenie w ruchu drogowym.

Źródło: w oparciu o wywiad przeprowadzony z Davidem Boothem dla radia http://www.cbc.ca/.

Dodaj komentarz
Komentarze do artykułów może dodać każdy użytkownik Internetu. Administrator portalu nie opublikuje jednak komentarzy łamiących prawo oraz niemerytorycznych, tj. nieodnoszących się bezpośrednio do treści zawartych w artykule. Nie będą również publikowane komentarze godzące w dobre imię osób czy podmiotów, rasistowskie, wyznaniowe czy uwłaczające grupom etnicznym, oraz zawierają treści nieetyczne albo niemoralne, pornograficzne oraz wulgarne. Z komentarzy zostaną usunięte: reklamy towarów, usług, komercyjnych serwisów internetowych, a także linki do stron konkurencyjnych.