Rachunek opłacalności brd cz. IW Polsce szacuje się, że wypadki drogowe pochłaniają rocznie nawet ponad 30 mld zł. Wielkość tych strat można zobrazować jako równowartość nakładów na 15 stadionów rangi tych, jakie budowaliśmy na EURO 2012 bądź na budowę 600 km autostrad.

W szacowanych kosztach wypadków ok. 4 mld zł stanowią koszty ratownictwa medycznego i leczenia ofiar. Ta więc ogromna kwota nie trafia do tych chorych, którzy ich potrzebują i do tych sektorów służby zdrowia, gdzie brakuje środków na specjalistyczne medykamenty. To też uświadamia jakie środki finansowe można skierować na inne dziedziny życia społecznego, gdyby udało się radykalnie zmniejszyć liczbę wypadków na polskich drogach. Zatem inwestycje w bezpieczeństwo ruchu drogowego mogą być efektywnymi przedsięwzięciami, przynoszącymi oszczędności, które można spożytkować w innych dziedzinach sfery życia publicznego.

Niestety Polska, mimo postępów w poprawie bezpieczeństwa ruchu drogowego, nadal należy do niechlubnej europejskiej czołówki pod względem poziomu brd. W konsekwencji traci ogromne pieniądze publiczne i ponosi wymierne straty gospodarcze. Dla porównania warto przytoczyć raport o zapobieganiu wypadkom drogowym  przygotowany przez Bank Światowy i Światową Organizację Zdrowia - World Report on Road Traffic Injury Prevention z roku 2004, według którego wartość strat z powodu wypadków dla gospodarki kształtują się dla poszczególnych państw na poziomie od 1,5 do 2,5% PKB.

W państwach wysokorozwiniętych wypracowano metody obliczania strat wynikających z wypadków w sytuacji śmierci uczestnika zdarzenia czy leczenia rannej ofiary wypadku. – Najlepsze z tych metod wskazują ile można zyskać, jeśli nie wydarzy się wypadek. Nie chodzi w nich zatem o konkretną wycenę kosztów bezpośrednich i pośrednich, choć z punktu widzenia gospodarki i taki szacunek strat jest też potrzebny. W tym przypadku spojrzenie ekonomistów skierowane jest raczej na to, ile zyskamy w sytuacji nie dopuszczenia do wypadków – mówi Radosław Czapski z przedstawicielstwa Banku Światowego w Polsce.

W praktyce światowej funkcjonują dwie zasadnicze metody liczenia kosztów wypadków. Pierwsza jest szacowaniem korzyści wynikających z uniknięcia przedwczesnej śmierci bądź poważnych obrażeń wskutek wypadku. Społeczeństwa państw wysokorozwiniętych, a więc o wysokim PKB, są skłonne wiele płacić za obniżanie ryzyka bycia ofiarą w wypadku drogowym. Tę skłonność bada się uznaną za najlepszą, choć dość pracochłonną i kosztowaną metodą  opartą o skłonność do ponoszenia opłat (ang. willingnes to pay  - WTP). Pozwala ona uzyskać od potencjalnych lub aktualnych użytkowników ruchu odpowiedź na pytanie, ile byliby gotowi zapłacić, aby ograniczyć ryzyko lub wręcz uniknąć wypadków drogowych. Metoda ta najlepiej odzwierciedla w kategoriach ekonomicznych także wartości emocjonalne i społeczne, niemożliwe do zmierzenia w przypadku wyceny bezpośrednich i pośrednich kosztów wypadków. - Ankiety badające gotowość do ponoszenia kosztów zabezpieczania się i chronienia swojego życia są metodą pokazującą najbliższe rzeczywistym ekonomiczne korzyści wynikające z uniknięcia śmierci lub kalectwa wskutek wypadku. Metoda ta jednak zakłada, że ankietowani potrafią udzielić dokładnych i spójnych odpowiedzi na hipotetyczne, abstrakcyjne pytania – podkreśla Radosław Czapski. Do uzyskanych w ten sposób wartości statystycznych dodawane są bezpośrednie koszty wypadku, koszty medyczne oraz utracony indywidualny produkt netto. Radosław Czapski zastrzega jednak, że wyniki tej metody są mniej wiarygodne w krajach rozwijających się, ponieważ niestabilne warunki społeczno-ekonomiczne mogą spowodować znaczne błędy statystyczne. Praktyka wskazuje, że metoda ta jest silnie zależna od dochodów na mieszkańca i dobrze sprawdza się w odniesieniu do krajów o relatywnie wysokim poziomie rozwoju społeczno-gospodarczego, w których stan świadomości brd w społeczeństwie jest wysoki.

Druga metoda daje przybliżoną wycenę i oparta jest ona na szacunku strat wynikających z utraty kapitału ludzkiego (ang. loss of human capital) i w efekcie daje obraz nie potencjalnych oszczędności, lecz tego, jakie są przybliżone koszty poniesienia przedwczesnej śmierci lub doznania obrażeń. Metoda jest mniej kompletna niż WTP, ponieważ nie uwzględnia niektórych pozaekonomicznych aspektów utraty ludzkiego życia związanych z ludzkimi emocjami czy trudno mierzalnymi utrudnieniami wynikającymi ze skutków wypadku (problemy z zatrudnieniem, zmiana trybu życia, pogorszenie komfortu życia całej rodziny itp.). Jest też mniej wymagającym rodzajem wyceny, chociaż wymaga zebrania dobrych danych statystycznych dotyczących statystycznego indywidualnego produktu generowanego w gospodarce (np. wg. grup wiekowych, branż, rodzajów działalności gospodarczej, zawodów).  Do otrzymanej wartości strat z powodu nie generowania produktu przez ofiarę wypadku lub rannego, dodawane są także koszty medyczne i bezpośrednie koszty usuwania wypadków.

- Pierwsza z metod, tj. metoda WTP, uznawana jest za bardziej obiektywną, między innymi dlatego, że stosując badanie ankietowe uwzględnia się w niej aspekty, których nie uchwyci liczenie czystych kosztów, w tym właśnie skłonność do ponoszenia nakładów, by nie cierpieć bólu i traumatycznych emocji w związku z utratą bliskich. Natomiast druga, metoda jest nieco łatwiejsza, ale skutkuje średnio ok. 30-40% zaniżonymi wartościami – zaznacza Radosław Czapski.

AS

Dodaj komentarz
Komentarze do artykułów może dodać każdy użytkownik Internetu. Administrator portalu nie opublikuje jednak komentarzy łamiących prawo oraz niemerytorycznych, tj. nieodnoszących się bezpośrednio do treści zawartych w artykule. Nie będą również publikowane komentarze godzące w dobre imię osób czy podmiotów, rasistowskie, wyznaniowe czy uwłaczające grupom etnicznym, oraz zawierają treści nieetyczne albo niemoralne, pornograficzne oraz wulgarne. Z komentarzy zostaną usunięte: reklamy towarów, usług, komercyjnych serwisów internetowych, a także linki do stron konkurencyjnych.