Spis treści

Wzrost kosztów wykonawstwa i za tym idące roszczenia cenowe, opóźnienia w realizacjach dróg, a wreszcie porzucanie placów budowy i zrywanie kontraktów… Taką okazała się rzeczywistość naszego budownictwa drogowego. A miało być inaczej. Oczekiwaną koniunkturę drogową miały przynieść unijne fundusze, a tempo robót wyznaczyło EURO 2012.

W ciągu dwóch lat – w 2009 i 2010 roku – Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad przeprowadziła około 150 postępowań przetargowych na blisko 70 mld zł. – Skumulowanie postępowań przetargowych w ciągu dwóch lat okazało się nauczką na przyszłość – przyznaje Lech Witecki, Generalny Dyrektor Dróg Krajowych i Autostrad. W kolejnych bowiem latach nastąpiło trudne do opanowania przez inwestora i wykonawców skumulowanie robót. Stąd nagle w jednym czasie gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na materiały drogowe. Sytuacja stała się finansowo i logistycznie skomplikowana.

Z tej nauczki wynikło wiele różnych wniosków, których podsumowaniu służyła zorganizowana przez GDDKiA debata pt. „Jeśli nie cena, to co? Kryterium wyboru w przetargach na budowę dróg”. Debata towarzyszyła X Międzynarodowym Targom Budownictwa Drogowego, Kolejowego oraz Zarządzania Ruchem INFRASTRUKTURA 2012.

Efektem lekcji – jak podkreśla Lech Witecki – jest to, że już od 2013 roku przetargi będą ogłaszane stopniowo. W przyszłym więc roku będzie kilkanaście postępowań na już wytypowane odcinki dróg. - Dzięki temu GDDKiA ma szansę efektywnie i bez nadmiernego wysiłku skutkującego błędami wydatkować rocznie około 20 mld zł. To jest budżet, jaki jesteśmy w stanie zrealizować, a natomiast branża, to jest firmy pozyskujące zamówienia, są w stanie skutecznie zarządzać kontraktami o tej wartości. Mówię tu o logistyce, o zakupach – zastrzega szef GDDKiA. Kolejnym wcielanym wnioskiem z tej lekcji jest zlecanie przez GDDKiA kontraktów w formule „zaprojektuj – wybuduj”. Daje to bowiem możliwość dokonywania racjonalnego i efektywnego wyboru rozwiązań technicznych i technologicznych w wykonywanych zadaniach, w przeciwieństwie do tradycyjnych zleceń, w których barierą był zakaz jakichkolwiek zmian w stosunku do projektu przyjętego do realizacji.

Branża na minusie

Mimo medialnie nagłośnionych drogowych klęsk w ogólnym podsumowaniu minionych lat trudno nie dostrzec wielu kilometrów oddanych w kraju nowych dróg. – Nie wyolbrzymiałbym problemów z zerwanymi kontraktami, bo w ten sposób krzywdzimy dobre firmy. Oszacowaliśmy, że tak naprawdę mieliśmy 6 procent firm, z którymi podpisaliśmy umowy i je zerwaliśmy. Gros podmiotów radzi sobie dobrze. Oczywiście, nie ma prezesa firmy, który powiedziałby: zarobiłem, że wystarczy – mówi Lech Witecki.

Branża drogowa w globalnym rozrachunku jest jednak na minusie. - Nie doceniliśmy jakie ryzyka niesie wydatkowanie w tak krótkim czasie tak ogromnych pieniędzy. Nie do końca przygotowaliśmy się do tego zarówno od strony inwestorskiej, jak też wykonawczej – przyznaje Marek Michałowski, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. – Rzeczywiście, mamy drogi. Natomiast Główny Urząd Statystyczny, choć jego dane bywają wypośrodkowane i spóźnione, przyznaje, że branża budowlana jako całość już jest na minusie; rentowność branży budowlanej wynosi -1,4, a rentowność firm zaangażowanych w program infrastrukturalny sięga -6. Nasze szacunki wskazują, że ta rentowność będzie dalej spadać, czyli z końcem tego roku i w przyszłym nastąpi pogłębienie tej trudnej sytuacji. Branża drogowa zakończyła zakontraktowane odcinki, ale zapłaciła za to ogromną cenę – dodaje prezes PZPB.

W tej chwili nagminnym zjawiskiem stały się zatory płatnicze i upadłości firm. Skala problemów zaskoczyła branżę, ale – jak podkreśla prezes Michałowski – do „przerobienia” będą następne unijne pieniądze na infrastrukturę i nie wolno dopuścić do kolejnego zaskoczenia. – Wyciągnijmy wnioski z tego, co się stało. Wiemy już jakie są ryzyka, zastanówmy się więc gdzie muszą być one lokowane i po czyjej stronie. Prawo nie może dopuszczać do ich przerzucania na stronę wykonawcy, kiedy on nie ma na nie realnego wpływu i możliwości oszacowania – zastrzega Marek Michałowski. Podkreśla, że im wyższe kwoty kontraktów i dłuższe terminy realizacji, tym ryzyka znacznie wzrastają. Chodzi na przykład o ryzyko inflacji i wzrost cen materiałów, czego wykonawca nie jest w stanie odpowiednio przewidzieć w dłuższej perspektywie czasowej. - Ustawa Prawo zamówień publicznych koncentruje się na procedurach wyboru oferty, natomiast zdobyte doświadczenia wskazują, że również powinna ona uwzględniać proces realizacji zamówienia publicznego. Skorygowanie dotychczasowych przepisów powinno dotyczyć właściwego podziału ryzyka – przyznaje Jacek Sadowy, prezes Urzędu Zamówień Publicznych.

Dodaj komentarz
Komentarze do artykułów może dodać każdy użytkownik Internetu. Administrator portalu nie opublikuje jednak komentarzy łamiących prawo oraz niemerytorycznych, tj. nieodnoszących się bezpośrednio do treści zawartych w artykule. Nie będą również publikowane komentarze godzące w dobre imię osób czy podmiotów, rasistowskie, wyznaniowe czy uwłaczające grupom etnicznym, oraz zawierają treści nieetyczne albo niemoralne, pornograficzne oraz wulgarne. Z komentarzy zostaną usunięte: reklamy towarów, usług, komercyjnych serwisów internetowych, a także linki do stron konkurencyjnych.