Szacując środki na drogi należy wrócić do początku. Cały koszt realizacji programu budowy dróg ekspresowych i autostrad, przyjęty w 2007 roku, założono na poziomie 130-140 mld zł. Natomiast w planie finansowym budżet UE na lata 2007-2013 przeznaczył Polsce na inwestycje drogowe kwotę sztywną – równą 44 mld zł. To jest tylko jedna trzecia wartości całego rządowego programu. Tu należy więc zadać pytanie: skąd popłyną środki na pokrycie pozostałej części nakładów? Czyli skąd ma być te 80-90 mld zł? Oczywiście, z naszego budżetu. W związku z tym, że jest krucho z pieniędzmi w budżecie, powstały różne sposoby ich pozyskania. Czy są dobre, czy złe? Emisja obligacji jest bardzo dobrą metodą na teraz, a więc na ten bądź przyszły rok, ale przecież przyjdzie je kiedyś spłacać. Bezpośrednio z podatków w budżecie tych pieniędzy na drogi jest niewiele. Inaczej mówiąc, naszym szczęściem jest to, że jesteśmy w Unii Europejskiej i otrzymaliśmy te 44 mld zł, które – nie ma innego wyjścia – musimy wykorzystać. A żeby je wykorzystać musimy posiadać własny wkład. Zatem, by nie było afery na arenie wspólnoty o niewykorzystanie funduszy unijnych, stosuje się różne kombinacje, by te pieniądze zapewnić z naszej strony.
Są więc te minimalne pieniądze na drogi, lecz nie uda się zrealizować całego programu budowy dróg do 2013 roku, nawet – stosując zasadę plus 2 – do 2015 roku. Na pytanie, jakie inwestycje na Euro 2012 nie są zagrożone, odpowiedź pozytywna istnieje tylko dla jednej, realizowanej przez AW SA, czyli autostrady A2 Nowy Tomyśl – Świecko. Pozostałe są pod wielkim znakiem zapytania. Założenie, że do Euro 2012 będą połączone ekspresówkami bądź autostradami wszystkie polskie miasta goszczące rozgrywki, nie jest realne. Nie będzie połączenia ekspresowego pomiędzy Poznaniem i Wrocławiem, nie będzie połączenia ekspresowego pomiędzy Poznaniem a Gdańskiem, nie będzie też pomiędzy Warszawą a Gdańskiem. Oceniam, że rządowy program zostanie zrealizowany nie więcej niż w 40 procentach.
Czy sytuację poprawiają oszczędności na niższych cenach kontraktów w rozstrzyganych przetargach? W tej chwili rudno jednoznacznie oceniać konsekwencje tej sytuacji. Potrzeba trzech-czterech lat, by przekonać się o tym, jak rzeczywiście zachowa się rynek drogowy. Poczekajmy do zamknięcia poszczególnych inwestycji. I przyglądajmy się, jak będą zachowywać się wykonawcy poszczególnych kontraktów, bo czy czasami nie będą schodzić z placów budowy przy tak wycenionych kontraktach? Negatywnie postrzegam sprawy związane z cenami zaproponowanymi przez oferentów w przetargach. To się odbije na jakości wykonawstwa. Przecież niektóre firmy chcą zarobić pieniądze i zniknąć z naszego kraju. Trzeba więc pamiętać o tym, by dbać o kondycję przedsiębiorstw, które w Polsce były i tu zostaną. Bo to one będą wykonywały prace utrzymaniowe na tej wybudowanej sieci dróg. Przy obecnej polityce, której konsekwencją są ceny na przetargach, doprowadzi się do tego, że firmy zaczną bankrutować. I to jest duży problem. Kto to będzie robił? Bo w tej sytuacji skończą się podwykonawcy i trzeba będzie do tych prac zaangażować wielkich wykonawców.
Notowała: Agnieszka Serbeńska
- «« poprz.
- nast.